16 mar 2009

Pytania bez odpowiedzi

Nieszczęścia chodzą parami - podobno. Czasem jednak nieszczęścia chodzą stadami... Wydaje się, że efekt domina nie ma końca. Kiedy kładą się kolejne elementy poukładanego dotychczas życia, tym większy strach, że to jeszcze nie koniec, ale że to dopiero początek drogi przez cierpienie. Dlaczego? Dlaczego ja? Dlaczego moi bliscy? To jakaś kara? Jakaś próba? Jakieś oczyszczenie? Próbować walczyć czy poddać się? Nie, nie wolno się poddać teraz - tyle jest jeszcze do stracenia...

Czy to wszystko ma jakiś sens? Cierpieć dla Chrystusa, umierać za ojczyznę, oddawać życie za innego człowieka itp. itd. - można się doszukiwać czegoś, co nadaje sens poświęceniu i cierpieniu. Ale jaki sens ma cierpienie zupełnie banalne? Choroba, samotność, odrzucenie przez innych, troski materialne, poczucie własnej słabości i małości... Nic wielkiego, nic bohaterskiego, nic wyjątkowego: Mało to chorób - jeszcze gorszych? Mało to samotnych - nawet takich, którzy nie mają dla kogo żyć? Zawsze znajdzie się przykład, że może być gorzej... Dlaczego więc takie zwykłe, banalne cierpienie aż tak boli? Rozpada się w kawałki świat jednego człowieka. I co z tego?!

Brak komentarzy: