30 paź 2009

Opinia mniejszości

Większość zgadzająca się w pewnej kwestii nie zawsze jest w stanie dostrzec, jak ważna i potrzebna jest opinia mniejszości. Ktoś wchodzący w rolę adwokata diabła wystawia na próbę całą grupę: siłę przekonań, jakość argumentów, słuszność racji, sposób podejmowania decyzji... To może wyjść grupie na dobre. Może - o ile jest ona otwarta na krytykę i jest w stanie cenić pomysły i opinie różne od swoich. W przeciwnym razie taki adwokat diabła będzie postrzegany jako mąciciel, sprawiający kłopoty, zasługujący na zignorowanie lub odrzucenie.

Dobra decyzja

Zdefiniowany, przeanalizowany problem, ustalone kryteria - to solidny punkt wyjścia do namysłu nad różnymi rozwiązaniami. Różnymi - z modyfikacjami lub alternatywnymi pomysłami. Decyzja zapadnie po ich ocenie.

Bywa, że hurraoptymizm przesłania negatywne konsekwencje wyboru takiej a nie innej decyzji: a przecież liczą się nie tylko zyski, ale i straty. Ile zyskamy? A co stracimy? Czy na pewno to właśnie rozwiązanie jest zgodne z naszymi początkowymi założeniami, z ustalonymi kryteriami? Dobre pytania. I czasem właśnie na tym etapie kończy się analiza możliwych rozwiązań, a osoby podejmujące decyzję z ulgą gratulują sobie wzajemnie podjęcia decyzji - z hurraoptymizmem i samozadowoleniem. Niestety, podjęcie dobrej decyzji nie zawsze jest tak łatwe.

Wypadałoby jeszcze zastanowić się nad innymi konsekwencjami decyzji - jeszcze przed jej podjęciem: jakie będą kolejne kroki? kto będzie za nie odpowiedzialny? czy jest jakiś plan B? Tak na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że jednak się wszyscy przeliczyli i pomylili... Jakie jest poparcie dla tego konkretnego rozwiązania? Kto stanie za nim murem, a kto jest mu przeciwny? Jak mocny będzie to sprzeciw? Czyja opinia się będzie liczyć już przy realizacji? Opinia publiczna - można ją zignorować? W działaniach na większą skalę - PR-owiec radzi, by tego nie czynić ;-)

29 paź 2009

Aktualny temat

Miało być dalej o decyzjach - kontynuacja myśli z poprzedniego wpisu, ale nieodparcie narzuca się pewien inny temat. Bardzo aktualny, zwłaszcza teraz - ale na dobrą sprawę nieustannie aktualny...

Psychologowie zaobserwowali pewne ciekawe zjawisko, które określili jako próżniactwo społeczne. Pojawia się przy podejmowaniu wspólnych działań przez grupy i polega na tym, że ludzie nie wkładają w swoje działania tyle wysiłku, ile by mogli, ponieważ liczą, że członkowie grupy to za nich nadrobią. Gdy ktoś ma czas, umiejętności, możliwości, a woli stanąć sobie z boku z nastawieniem, że on nie musi, ktoś i tak to zrobi - w gruncie rzeczy za niego, więc nie ma problemu... - to jest w wielkim błędzie, żeby nie nazwać tego zgodnie z terminologią psychologiczną - jest próżniakiem (uprzejmie proszę, by nikt z czytających te słowa nie próbował snuć domysłów, kogo mam na myśli - piszę o problemach, nie o ludziach).

26 paź 2009

W czym problem?

Wbrew pozorom zdefiniowanie problemu nie jest wcale łatwym zadaniem. Już samo w sobie może być stronnicze i wskazujące kierunek myślenia, albo tak niejasne i zagmatwane, że w gruncie rzeczy trudno będzie oprzeć się na nim, biorąc je jako punkt wyjścia do podejmowania dalszych decyzji. Co zatem jest problemem? Problemem widzianym ze swojej perspektywy - i z perspektywy innych.

Chłodna analiza pozwala na uporządkowanie mglistych przeczuć i przyjrzenie się temu, co się wydaje. Do pierwszych przemyśleń wystarczy krótki kwestionariusz, np.: Skąd wiadomo, że problem istnieje? Jakie są jego symptomy? Co jest przyczyną/źródłem problemu? Co przeszkadza w jego rozwiązaniu? Jak ważny jest ten problem? Dla kogo jest ważny? Jak pojawił się problem - kiedy i kto go zauważył jako pierwszy? Chwila zastanowienia i już coś się zaczyna układać. Można przejść do formułowania istotnych kryteriów, które powinny zostać uwzględnione przy rozwiązaniu problemu. Ważne, gdy kryteria te uwzględniają różne punkty widzenia, bo takie podejście otwiera drogę do osiągnięcia porozumienia.

Nieprzypadkowa gromadka

Ludzie w kolejce do kasy - niektórzy znani z widzenia, wszyscy połączeni miejscem i kontekstem sytuacji... ale to zupełnie przypadkowa gromadka, która rozproszy się w ciągu kilku czy kilkunastu minut. Nieprzypadkową gromadkę łączy coś więcej. Sami o sobie wiedzą, że tworzą grupę i jakoś się do niej poczuwają. Ważne są wzajemne zależności: wspólne cele (najlepiej jasne i oczywiste dla wszystkich), współpraca oraz komunikacja - to ona buduje społeczność.

Już wśród kilku osób pojawia się bardzo gęsta sieć możliwych interakcji: jeden na jednego, odniesienia do par, grupek, całej grupy... W grupie 3-osobowej takich relacji jest 9. Potem rośnie ta liczba lawinowo. I dobrze, jeśli te relacje istnieją, jeszcze lepiej, gdy rozwijają się w dobrym kierunku. Niech są, niech tętni w nich życie. Oczywiste, że różne relacje będą na różnych etapach i nie sposób też utrzymać dużej intensywności wszystkich relacji naraz. Ustala się jakaś hierarchia bliskości relacji - z kimś można spotykać się często i chętnie, z kimś - tylko z powodu wymuszenia spotkania przez okoliczności, z kimś - rzadko, ale z życzliwością, a kogoś po prostu się unika.

W małej grupie dobrze jest znać odpowiedź na pytania: I co ja tu robię? Czy chcę się przyłączyć do tej grupy, a grupa - czy mnie przyjmuje czy odrzuca? Czy z tą grupą mogę działać w obszarach, w których chcę? Czy grupa będzie mnie wspierać? Czy coś nas łączy?

16 paź 2009

Ech, faceci...

"Mężczyźni słuchają, by proponować rozwiązania, więc nie zwracają uwagi na to, czego nie mogą rozwiązać".

Dawno nie spotkałam się z takim celnym sformułowaniem, które by tak wiele mówiło i tak wiele tłumaczyło... Wyrażając to samo kolokwialnie: Faceci po prostu zamykają uszy na to, co ich przerasta! Nie słuchają z empatią - zatrzymując się na samych informacjach i ich ocenie - więc po prostu nie słyszą emocjonalnej warstwy przekazu. Nie słyszą, nie zauważają, nie wiedzą, jak rozwiązać takie problemy... lub naprawdę ich nie dostrzegają. Kobiety porozumiewają się w zupełnie inny sposób. Są zorientowane na te najbardziej ludzkie aspekty komunikacji. Słuchają, by zrozumieć i udzielić wsparcia. Słuchają, by lepiej poznać drugą osobę, jej zainteresowania lub uczucia. Nie tylko słuchają - współodczuwają.

Zdarza się, że emocje przeszkadzają i dobrze byłoby je wyłączyć z rozmowy. Bywa też jednak, że ich dostrzeżenie i zrozumienie jest konieczne. Czasem trzeba nastawić się tylko na odbiór samych informacji. Czasem skupić na ich analizowaniu i ocenianiu. Nie ma jednej recepty na polepszenie komunikowania się, ale różnice płci tracą na znaczeniu, gdy wychodzimy poza uproszczone zaszufladkowanie. Otwarty umysł, próba innego spojrzenia - bez uprzedzeń i z góry określonego nastawiania się, próba zrozumienia, odłożenie w czasie oceny i okazywanie wzajemnego szacunku - to już coś! Tak to może się udać. Ech, faceci...

13 paź 2009

Dialog - spotkanie

Rozmawiamy, przekazujemy i wymieniamy informacje, załatwiamy coś... Toczy się rozmowa na powierzchni spraw, płytkich emocji, bez wchodzenia w głębsze przekonania. Rzadko pojawia się okazja, by spotkać się w dialogu.

Próba nawiązania dialogu i wzajemnego zrozumienia - także mimo różnic - jest wyzwaniem. Rzadko się udaje. Często brakuje poczucia bezpieczeństwa i dobrej atmosfery, w której można otworzyć się i dzielić swoimi myślami. W atmosferze próby wzajemnego zrozumienia można spokojnie wyruszyć po nowe odkrycia: doświadczając, jak można się różnić z kimś, z kim się zgadzamy, i jak można być blisko z tymi, z którymi się nie zgadzamy... Odsłonięcie się, pokazanie swojej niepewności - wydaje się tu niepotrzebnym ryzykiem i jest to chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy w dialogu. Już łatwiej jest kogoś wysłuchać, łatwiej jest zająć się całą złożonością różnych sytuacji, czy nawet razem pracować, niż wejść na ten poziom porozumienia. Bo - tak właściwie - po co? Dlaczego?

5 paź 2009

Taka faza?

Najpierw: spotkanie, stopniowe poznawanie się, początki, formowanie się relacji. Potem: konflikt, nieporozumienie, trudności z własną rolą, z relacjami - otwarty, mniejszy lub większy spór lub bolesne docieranie się, czasem raniące do żywego. Tak czy tak: trudna faza, nic przyjemnego. Można tylko mieć nadzieję, że kolejny etap, czyli ustanowienie norm postępowania, przyniesie porozumienie, konsensus, określenie najlepszych sposobów bycia ze sobą, komunikowania się i współpracy... i z tym kapitałem można ruszyć do wspólnego, efektywnego działania, które daje wspólną, dzieloną przez wszystkich satysfakcję i radość.

Wszystkie te fazy mogą się powtarzać - w różnych sytuacjach, na różnym etapie rozwoju relacji, w różnych kwestiach. Kluczem jest jak najlepsze przejście przez tę najtrudniejszą, najbardziej raniącą fazę. Czasami przechodzi się przez to jak przez lekki katar, a czasem jak przez ciężkie zapalenie płuc. Oby tylko "pacjent" przetrzymał. Tyle razy wydawało się, że już złe minęło... a jednak wracało. Kolejny dzień, kolejna szansa - niech to wreszcie będzie za nami.