20 gru 2009

Pieniądze dają szczęście ;-)

Wbrew mądrym słowom, że "pieniądze szczęścia nie dają", stwierdzam dziś, że jednak jest/może być odwrotnie! Pieniądze - nawet niewielkie - można przecież przeznaczyć na prezent dla kogoś... i wtedy właśnie dają one szczęście: nie tylko obdarowanemu, ale też (a może przede wszystkim) ofiarodawcy. Tak właśnie jest, prawda?

No nie do końca tak... Przyznaję się, poprzedni fragment to manipulacja - bo gdy tytuł i tok początkowego wywodu nakazywałby uznać, że pieniądze mogą dać szczęście, to ja teraz oświadczam, że nie! Istota rzeczy tkwi w czym innym. Tym, co bowiem zapewnia szczęście, nie są same pieniądze - lecz ich przeznaczanie na podarunek. Dawanie, dzielenie się - tylko to daje szczęście. Cieszyć może dawanie prezentów, ale też podarowanie chwili czasu, upieczenie dla kogoś ciasteczek albo zrobienie komuś kanapki, prasowanie, zaparzenie kawy, wyręczenie w pracy, uśmiech, list, podwożenie samochodem... Szczęście daje to, co dawane z życzliwością, z przyjaźnią, z miłością...

17 gru 2009

Strach

Strach to suma tego, co jest, i co się może zdarzyć (Jonathan Carroll). Gdy to co jest, jest póki co niepewnością, przez jakiś czas pomaga powtarzanie sobie: "Nie ma co się martwić na zapas". Wyobrażenie tego, co mogłoby się zdarzyć, jest natomiast przytłaczające...

4 gru 2009

Przylądek Dobrej Nadziei

Portugalczyk Bartłomiej Diaz prowadził w 1488 r. wyprawę, która, płynąc wzdłuż brzegów Afryki, dostała się na południowym krańcu kontynentu w obszar silnych sztormów. To było trudne doświadczenie: fatalna pogoda, niesprzyjające wiatry, zmęczona załoga. Pewnie nie raz mieli już dość wszystkiego, tracili nadzieję, ulegali zniechęceniu. Udało się jednak opłynąć Przylądek Burz - tak go właśnie nazwali, pamiętając o swoich ciężkich przeżyciach. Ale życie zaskakuje! Gdy król Portugalii Jan II wysłuchał relacji z wyprawy, dostrzegł w tej opowieści przede wszystkim moment przełomu w historii odkryć. Oto otwierała się droga do Indii, a statki oparły się sztormom i powróciły. Król zmienił więc nazwę Przylądka Burz na Przylądek Dobrej Nadziei.

W życiu taka zmiana jest koniecznie potrzebna - długo można wypatrywać zakończenia burz, spięć i nieporozumień, ale moment uspokojenia, pojawienia się w tym wszystkim dobrej nadziei i powrotu do przyjaznego portu - to naprawdę mocne, piękne przeżycie. Niech już tak zostanie.

12 lis 2009

Ściana

Po dojściu do ściany, której nie można ominąć, trzeba przystanąć. Walić głową w mur - nic z tego... Przeskoczyć? Bez pomocy i wsparcia nie da rady. Usiąść pod ścianą i płakać? Szkoda łez, szkoda czasu. Wołać, krzyczeć? A kto to usłyszy, kto to zrozumie... Udawać, że ściany nie ma? Pozornie się to czasem udaje - na chwilę. Odwrócić się na pięcie i po prostu odejść? Rozwiązanie tak klarowne, że samo się narzuca. Może trzeba zrobić coś innego: pójść jeszcze jakiś kawałek wzdłuż ściany, przyglądając się, czy nie ma innej drogi wyjścia.

9 lis 2009

Różni i skonfliktowani

Można się nieraz bardzo różnić i nie zgadzać w jakiejś sprawie. Całkowita jednomyślność byłaby wręcz nienaturalna. Zresztą wcale nie jest ona potrzebna, bo różne punkty widzenia i konfrontowanie opinii powodują, że chcąc nie chcąc dostrzegamy, że życie jest inne niż się wydaje. Można się zatem pięknie różnić - energetyzująco i kreatywnie.

Konflikt to starcie - sprzeczność, która oddaliła się już od owego pięknego różnienia się. Tutaj każdy walczy o swoje: można walczyć o władzę, o swoje terytorium, zwalczać konkurencyjne opcje, starać się przeforsować pewien sposób działania, własny punkt widzenia. A jeśli jeszcze dochodzi do konfliktu między osobami, które się tak zwyczajnie po ludzku nie lubią, to jakoś bardzo trudno znaleźć mi jego dobre strony... poza tą jedną jedyną możliwością, kiedy to w danej kwestii ja będę mieć rację i to ja wygram ;-)

Trochę żartuję... ale zupełnie poważnie: bardzo mi żal tych wszystkich sytuacji, które owocują niepotrzebnym, niszczącym, głupim konfliktem, zamiast przynosić dobre owoce twórczego różnienia się.

7 lis 2009

Zmiany klimatyczne

Zmierzenie się z niesprzyjającym klimatem jest trudnym doświadczeniem. Dotyczy to nie tylko warunków geograficznych, ale też atmosfery kontaktów międzyludzkich. Obojętność to chłód - a tymczasem jako ludzie jesteśmy z natury ciepłolubni. Demonstracyjna obojętność może zaboleć niemal tak samo jak atak wprost, jak niesprawiedliwe negatywne oceny i niesprawiedliwa krytyka. Czasem można poczuć się wśród ludzi jak we wrogim środowisku: gdy ktoś demonstruje swoją wyższość albo gdy konflikty wiszą w powietrzu lub wybuchają z większą lub mniejszą siłą.

Choć budowanie dobrej atmosfery może się wydawać mniej ważne niż rozwiązywanie konkretnych problemów czy podejmowanie konkretnych działań, to właśnie starania idące w kierunku poprawy klimatu zasługują na nagrodę Nobla w dziedzinie relacji międzyludzkich ;-) Nie ma osób tak silnych, żeby nigdy nie potrzebowały wsparcia. Wystarczy choćby sama świadomość, że na wsparcie można liczyć w razie potrzeby. Nawet jeśli ktoś z natury woli działać w pojedynkę, to dobry klimat w grupie będzie i dla niego dodatkową motywacją. Dobre emocje, współpraca, życzliwe zainteresowanie i - co bardzo ważne - komunikowanie się idące w dwie strony - to wszystko tworzy przyjazną dla wszystkich, dobrą atmosferę. W tej dziedzinie zatem (odwrotnie niż w ochronie środowiska) jest potrzeba podjęcia działań zmierzających do ocieplenia klimatu... i do zwiększenia emisji uśmiechu :-)


30 paź 2009

Opinia mniejszości

Większość zgadzająca się w pewnej kwestii nie zawsze jest w stanie dostrzec, jak ważna i potrzebna jest opinia mniejszości. Ktoś wchodzący w rolę adwokata diabła wystawia na próbę całą grupę: siłę przekonań, jakość argumentów, słuszność racji, sposób podejmowania decyzji... To może wyjść grupie na dobre. Może - o ile jest ona otwarta na krytykę i jest w stanie cenić pomysły i opinie różne od swoich. W przeciwnym razie taki adwokat diabła będzie postrzegany jako mąciciel, sprawiający kłopoty, zasługujący na zignorowanie lub odrzucenie.

Dobra decyzja

Zdefiniowany, przeanalizowany problem, ustalone kryteria - to solidny punkt wyjścia do namysłu nad różnymi rozwiązaniami. Różnymi - z modyfikacjami lub alternatywnymi pomysłami. Decyzja zapadnie po ich ocenie.

Bywa, że hurraoptymizm przesłania negatywne konsekwencje wyboru takiej a nie innej decyzji: a przecież liczą się nie tylko zyski, ale i straty. Ile zyskamy? A co stracimy? Czy na pewno to właśnie rozwiązanie jest zgodne z naszymi początkowymi założeniami, z ustalonymi kryteriami? Dobre pytania. I czasem właśnie na tym etapie kończy się analiza możliwych rozwiązań, a osoby podejmujące decyzję z ulgą gratulują sobie wzajemnie podjęcia decyzji - z hurraoptymizmem i samozadowoleniem. Niestety, podjęcie dobrej decyzji nie zawsze jest tak łatwe.

Wypadałoby jeszcze zastanowić się nad innymi konsekwencjami decyzji - jeszcze przed jej podjęciem: jakie będą kolejne kroki? kto będzie za nie odpowiedzialny? czy jest jakiś plan B? Tak na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że jednak się wszyscy przeliczyli i pomylili... Jakie jest poparcie dla tego konkretnego rozwiązania? Kto stanie za nim murem, a kto jest mu przeciwny? Jak mocny będzie to sprzeciw? Czyja opinia się będzie liczyć już przy realizacji? Opinia publiczna - można ją zignorować? W działaniach na większą skalę - PR-owiec radzi, by tego nie czynić ;-)

29 paź 2009

Aktualny temat

Miało być dalej o decyzjach - kontynuacja myśli z poprzedniego wpisu, ale nieodparcie narzuca się pewien inny temat. Bardzo aktualny, zwłaszcza teraz - ale na dobrą sprawę nieustannie aktualny...

Psychologowie zaobserwowali pewne ciekawe zjawisko, które określili jako próżniactwo społeczne. Pojawia się przy podejmowaniu wspólnych działań przez grupy i polega na tym, że ludzie nie wkładają w swoje działania tyle wysiłku, ile by mogli, ponieważ liczą, że członkowie grupy to za nich nadrobią. Gdy ktoś ma czas, umiejętności, możliwości, a woli stanąć sobie z boku z nastawieniem, że on nie musi, ktoś i tak to zrobi - w gruncie rzeczy za niego, więc nie ma problemu... - to jest w wielkim błędzie, żeby nie nazwać tego zgodnie z terminologią psychologiczną - jest próżniakiem (uprzejmie proszę, by nikt z czytających te słowa nie próbował snuć domysłów, kogo mam na myśli - piszę o problemach, nie o ludziach).

26 paź 2009

W czym problem?

Wbrew pozorom zdefiniowanie problemu nie jest wcale łatwym zadaniem. Już samo w sobie może być stronnicze i wskazujące kierunek myślenia, albo tak niejasne i zagmatwane, że w gruncie rzeczy trudno będzie oprzeć się na nim, biorąc je jako punkt wyjścia do podejmowania dalszych decyzji. Co zatem jest problemem? Problemem widzianym ze swojej perspektywy - i z perspektywy innych.

Chłodna analiza pozwala na uporządkowanie mglistych przeczuć i przyjrzenie się temu, co się wydaje. Do pierwszych przemyśleń wystarczy krótki kwestionariusz, np.: Skąd wiadomo, że problem istnieje? Jakie są jego symptomy? Co jest przyczyną/źródłem problemu? Co przeszkadza w jego rozwiązaniu? Jak ważny jest ten problem? Dla kogo jest ważny? Jak pojawił się problem - kiedy i kto go zauważył jako pierwszy? Chwila zastanowienia i już coś się zaczyna układać. Można przejść do formułowania istotnych kryteriów, które powinny zostać uwzględnione przy rozwiązaniu problemu. Ważne, gdy kryteria te uwzględniają różne punkty widzenia, bo takie podejście otwiera drogę do osiągnięcia porozumienia.

Nieprzypadkowa gromadka

Ludzie w kolejce do kasy - niektórzy znani z widzenia, wszyscy połączeni miejscem i kontekstem sytuacji... ale to zupełnie przypadkowa gromadka, która rozproszy się w ciągu kilku czy kilkunastu minut. Nieprzypadkową gromadkę łączy coś więcej. Sami o sobie wiedzą, że tworzą grupę i jakoś się do niej poczuwają. Ważne są wzajemne zależności: wspólne cele (najlepiej jasne i oczywiste dla wszystkich), współpraca oraz komunikacja - to ona buduje społeczność.

Już wśród kilku osób pojawia się bardzo gęsta sieć możliwych interakcji: jeden na jednego, odniesienia do par, grupek, całej grupy... W grupie 3-osobowej takich relacji jest 9. Potem rośnie ta liczba lawinowo. I dobrze, jeśli te relacje istnieją, jeszcze lepiej, gdy rozwijają się w dobrym kierunku. Niech są, niech tętni w nich życie. Oczywiste, że różne relacje będą na różnych etapach i nie sposób też utrzymać dużej intensywności wszystkich relacji naraz. Ustala się jakaś hierarchia bliskości relacji - z kimś można spotykać się często i chętnie, z kimś - tylko z powodu wymuszenia spotkania przez okoliczności, z kimś - rzadko, ale z życzliwością, a kogoś po prostu się unika.

W małej grupie dobrze jest znać odpowiedź na pytania: I co ja tu robię? Czy chcę się przyłączyć do tej grupy, a grupa - czy mnie przyjmuje czy odrzuca? Czy z tą grupą mogę działać w obszarach, w których chcę? Czy grupa będzie mnie wspierać? Czy coś nas łączy?

16 paź 2009

Ech, faceci...

"Mężczyźni słuchają, by proponować rozwiązania, więc nie zwracają uwagi na to, czego nie mogą rozwiązać".

Dawno nie spotkałam się z takim celnym sformułowaniem, które by tak wiele mówiło i tak wiele tłumaczyło... Wyrażając to samo kolokwialnie: Faceci po prostu zamykają uszy na to, co ich przerasta! Nie słuchają z empatią - zatrzymując się na samych informacjach i ich ocenie - więc po prostu nie słyszą emocjonalnej warstwy przekazu. Nie słyszą, nie zauważają, nie wiedzą, jak rozwiązać takie problemy... lub naprawdę ich nie dostrzegają. Kobiety porozumiewają się w zupełnie inny sposób. Są zorientowane na te najbardziej ludzkie aspekty komunikacji. Słuchają, by zrozumieć i udzielić wsparcia. Słuchają, by lepiej poznać drugą osobę, jej zainteresowania lub uczucia. Nie tylko słuchają - współodczuwają.

Zdarza się, że emocje przeszkadzają i dobrze byłoby je wyłączyć z rozmowy. Bywa też jednak, że ich dostrzeżenie i zrozumienie jest konieczne. Czasem trzeba nastawić się tylko na odbiór samych informacji. Czasem skupić na ich analizowaniu i ocenianiu. Nie ma jednej recepty na polepszenie komunikowania się, ale różnice płci tracą na znaczeniu, gdy wychodzimy poza uproszczone zaszufladkowanie. Otwarty umysł, próba innego spojrzenia - bez uprzedzeń i z góry określonego nastawiania się, próba zrozumienia, odłożenie w czasie oceny i okazywanie wzajemnego szacunku - to już coś! Tak to może się udać. Ech, faceci...

13 paź 2009

Dialog - spotkanie

Rozmawiamy, przekazujemy i wymieniamy informacje, załatwiamy coś... Toczy się rozmowa na powierzchni spraw, płytkich emocji, bez wchodzenia w głębsze przekonania. Rzadko pojawia się okazja, by spotkać się w dialogu.

Próba nawiązania dialogu i wzajemnego zrozumienia - także mimo różnic - jest wyzwaniem. Rzadko się udaje. Często brakuje poczucia bezpieczeństwa i dobrej atmosfery, w której można otworzyć się i dzielić swoimi myślami. W atmosferze próby wzajemnego zrozumienia można spokojnie wyruszyć po nowe odkrycia: doświadczając, jak można się różnić z kimś, z kim się zgadzamy, i jak można być blisko z tymi, z którymi się nie zgadzamy... Odsłonięcie się, pokazanie swojej niepewności - wydaje się tu niepotrzebnym ryzykiem i jest to chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy w dialogu. Już łatwiej jest kogoś wysłuchać, łatwiej jest zająć się całą złożonością różnych sytuacji, czy nawet razem pracować, niż wejść na ten poziom porozumienia. Bo - tak właściwie - po co? Dlaczego?

5 paź 2009

Taka faza?

Najpierw: spotkanie, stopniowe poznawanie się, początki, formowanie się relacji. Potem: konflikt, nieporozumienie, trudności z własną rolą, z relacjami - otwarty, mniejszy lub większy spór lub bolesne docieranie się, czasem raniące do żywego. Tak czy tak: trudna faza, nic przyjemnego. Można tylko mieć nadzieję, że kolejny etap, czyli ustanowienie norm postępowania, przyniesie porozumienie, konsensus, określenie najlepszych sposobów bycia ze sobą, komunikowania się i współpracy... i z tym kapitałem można ruszyć do wspólnego, efektywnego działania, które daje wspólną, dzieloną przez wszystkich satysfakcję i radość.

Wszystkie te fazy mogą się powtarzać - w różnych sytuacjach, na różnym etapie rozwoju relacji, w różnych kwestiach. Kluczem jest jak najlepsze przejście przez tę najtrudniejszą, najbardziej raniącą fazę. Czasami przechodzi się przez to jak przez lekki katar, a czasem jak przez ciężkie zapalenie płuc. Oby tylko "pacjent" przetrzymał. Tyle razy wydawało się, że już złe minęło... a jednak wracało. Kolejny dzień, kolejna szansa - niech to wreszcie będzie za nami.

25 wrz 2009

Ktoś inny

Ktoś inny zrobi to lepiej... Podejdzie na luzie, bez przejmowania się i martwienia, będzie mógł cieszyć się życzliwością i sympatią, będzie mógł swobodnie realizować swoje pomysły, nie popełni tylu błędów. Nie ma ludzi niezastąpionych - zwłaszcza jeśli ci "niezastąpieni" nie nadają się. Chybione posunięcia, źle odczytane słowa albo cisza dźwięcząca w uszach, ciągle coś nie tak - po prostu nie może tak być. Poczucie nieradzenia sobie jest przytłaczające. Przytłaczająca jest niepewność i brak informacji zwrotnej. Komuś innemu się uda, jeśli będzie konsekwentny. Wielu ludzi ma pomysły i sporo z tych pomysłów jest naprawdę dobrych. Szkoda, że tak niewielu zaczyna je realizować, a już nieliczni są w stanie doprowadzić rzecz do końca.

No tak: każda rzecz ma swój początek i koniec. Zaczęło się dawno, dawno temu... niemal przed rokiem. Teraz - koniec. Rozdział zamknięty. Nowy powinien być inny.

17 wrz 2009

Nieswojo

Niby nie ma powodu do wstydu, a jest głupio. Wstyd wyjść na kogoś głupio naiwnego.

Pomoc, czas, zaangażowanie daję tam, gdzie chcę. Suwerennie. Czasem chcę - bo chcę. Czasem chcę - bo tak trzeba. Nie mam złudzeń co do natury ludzkiej, ale łatwiej mi obronić się przed obcymi niż przed kimś, kogo traktuję jak przyjaciela. Brak asertywności? Może po prostu wiara w człowieka. Głupio naiwnie myślę/myślałam, że myślimy podobnie, czujemy podobnie, podobnie patrzymy na świat - a jeśli się w czymś różnimy, to pięknie i twórczo. Tak myślałam, tak to czułam... Tylko dlaczego czuję się teraz tak nieswojo?

16 wrz 2009

Ślady

Tyle pomysłów, wysiłku, działania – by wprowadzić jakąś zmianę, pozostawić po sobie coś pozytywnego, jakiś ślad. Owszem, zostają ślady... ale są to ślady na piasku. Chwila i już ich nie ma. Jakby ich nigdy nie było. Jak wiatr przesuwa lekki pył, tak niewiele zostaje z tego wszystkiego. Można żałować tego, co minęło. Można zazdrościć tym, którym udaje się zostawić po sobie coś trwałego. Tymczasem trzeba po prostu wstać i ruszyć dalej... żeby się nie zasiedzieć. Tą drogą czy inną. Zostawiając ślady...

9 wrz 2009

Zapasy na jesień

Przyda się na jesień zapas optymizmu. Dawkowanie: codziennie, bez ograniczeń. Tylko z optymizmem i nadzieją na lepszy czas będzie można przetrwać jesienne szarugi, ciemne wieczory, niepogody i chłody. Optymizm jest jak szczepionka przeciw zniechęceniu i depresji, bo zdarza się przecież, że wsparcie ze strony innych ludzi zawodzi.
Gdy traci się kogoś, kto dotychczas był niezawodną podporą...
Gdy nie wiadomo, jak pomóc, jak zbliżyć się do potrzebującego - i ta niepewność i ostrożność zaczyna oddalać ludzi od siebie...
Gdy dochodzą do głosu konflikty, nieporozumienia...
Wypalenie... Gdy traci się poczucie więzi z innymi, traci się kontakt...
Czas na porządki przed jesienią - pozbyć się pesymizmu, nagromadzić optymizm - ile się da.

Krytycznie

Utrata jest niewspółmiernie bardziej odczuwana niż zysk. Boli krytyka, z którą nie można dyskutować i przed którą nie można się obronić. Dotyka windowanie poprzeczki coraz wyżej - niechby sobie ów krytykant sam spróbował przez nią przeskoczyć...

Po doświadczeniu przykrości aż chciałoby się zwrócić do innych ludzi o podniesienie na duchu, o możliwość dzielenia się swoim stanem, wsparcie. Czasem bardzo potrzeba parasola ochronnego dla poczucia własnej wartości. Czasem po prostu kogoś, komu można się wyżalić, ale bez ryzyka zarażenia i obciążenia go własnymi frustracjami.

4 wrz 2009

Na krawędzi

To chyba jakiś mit, że dzielność, odwaga, wewnętrzna siła czy niezawodność to cechy wrodzone. Wydaje się, że każdy przeżywa chwile, w których staje na krawędzi. W trudnych momentach przełomów lub wyzwań pojedynczy człowiek znajduje się na granicy: jeden zły krok, jedna dodatkowa trudność, kolejny zawód, jeszcze jedna kropla, która przeleje czarę...

Jednak wystarczy wyjść obronną ręką z jednej takiej sytuacji (choćby dotyczącej błahej sprawy), by wzmocnić się i w przyszłości stawiać czoła
trudniejszym wyzwaniom. Gromadzony w wielu sytuacjach kapitał doświadczenia i pewności siebie zacznie kiedyś procentować.

3 wrz 2009

Ogień i rdza

Dwa niszczące zjawiska: ogień i rdza. O wypaleniu tyle się mówi: poczucie bezsensu działania, niska samoocena, wyczerpanie emocjonalne... Gdzieś zawodzi spodziewana wymiana: inwestowanie zaangażowania w jakieś działanie przestaje się zwracać. Wypalić się może niedoceniany młody handlowiec, który przemierzał tysiące kilometrów pracując dla firmy - pomijany w awansach i niedoceniany trybik w maszynie. Wypalić się może nauczyciel - gdy pracując z poświęceniem i zaangażowaniem odkrywa, że nie dość, że uczniowie nie chcą nauczyć się czegokolwiek, to jeszcze cynicznie wykorzystają jego słabości i pogardzają jego statusem społecznym. To jego bolesna porażka: i jako nauczyciela, i jako wychowawcy. Ogień zaangażowania wypala się, gdy zabraknie podtrzymującego go paliwa. Nie da się tego nie zauważyć: depresja, brak chęci do działania, brak satysfakcji, chęć wycofania się.

Nie mniej groźne jest jednak zardzewienie: dopada nie tylko panów z budowy, godzinami podpierających łopatę i starających się "tak robić, żeby się nie narobić". Zardzewieć można i na uczelni wyższej: gdy ktoś nie wykorzystuje własnych możliwości, lecz zaczyna budować wokół siebie mit, jakoby pracuje bardzo ciężko... Można okłamywać siebie i innych, ukrywać wygodnictwo i lenistwo, ale to maskowanie nie ujdzie bezkarnie, bo niewykorzystywane zasoby wykruszają się. W końcu człowiek przestaje być zdolny do uruchamiania własnych możliwości, nie mówiąc już o ich przekraczaniu i poszerzaniu. Zastyga. Urządza się jak najlepiej w swoim świecie, nawet nie dostrzegając, ile w nim rdzy.

1 wrz 2009

Każdy ma swoje?

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje 'Westerplatte'. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych. (Jan Paweł II do młodzieży, Westerplatte 1983)

Słowa skierowane do młodych. Do młodych duchem. Tylko jakiś rodzaj "młodego" idealizmu nakazuje realizować do końca to, co się zaczęło. Rzucanie tematu w pół, albo nawet na początku drogi - to postawa tak częsta, że aż "normalna" (!). Obowiązki, powinności... - ale po co się męczyć? Jakieś prawdy... - a czymże jest prawda? Wartości? - może jakieś... Hurrapatriotyzm, gdy nasi wygrywają na stadionach, kilka frazesów na podorędziu - jak to zaszczytnie umierać dla ojczyzny... Ale jak dla niej żyć - to już trudniejsze. Takie czy inne, ale po prostu warto to swoje
'Westerplatte' mieć. Albo ruszyć na jego poszukiwania.

1 sie 2009

Powstanie warszawskie

"Każdy, kto ceni sobie dzisiejszy wolny świat, ma wobec warszawiaków z 1944 roku wielki dług wdzięczności. Dali cenny przykład wierności staromodnym wartościom - patriotyzmowi, altruizmowi, wytrwałości, poświęceniu i poczuciu obowiązku. Jak Spartanie Leonidasa pod Termopilami, wspaniali w klęsce, i jak bojownicy z warszawskiego getta z 1943 roku, zasługują na podobne, pełne podziwu epitafium:
Przechodniu,
powiedz światu,
że spoczywamy tu,
posłuszni swoim prawom".

Tak myślę. Mogłabym się pod tym fragmentem podpisać - ale to nie ja jestem jego autorką ;-)

Wiem jednak, że wiele osób myśli o powstaniu warszawskim inaczej. Ktoś przekonany o jego bezsensowności - zniszczeniach miasta i zagładzie pokolenia młodej inteligencji - być może skrytykowałby powyższy cytat jako objaw zaściankowego napawania się rzekomą wielkością oraz głupiego chełpienia się klęską. Łatwo można sobie wyobrazić druzgocącą krytykę wypowiadaną pod adresem autora - jaki to z niego polski nacjonalista... A jednak nie jest to Polak. Europejczyk - Brytyjczyk - Walijczyk. Norman Davies. Czasem warto oderwać się od swoich kompleksów i spojrzeć na siebie oczami innych.

31 lip 2009

Osamotnienie

Osamotnienie - tego poczucia nie można się pozbyć bez nici porozumienia z innym człowiekiem. Wspólny szczery śmiech, rozmowy i zrozumienie w pół słowa, porozumiewawczy błysk w oku lub ciche współodczuwanie czyichś problemów, wspólne patrzenie na różne sprawy i solidarne współdziałanie - to sprawia, że można z ulgą stwierdzić, że są jeszcze na świecie inni ludzie, przy których samotność ustępuje. Kogoś obchodzi istnienie drugiej osoby: daje radość, inspirację, umocnienie... i potrafi to okazać.

Można czuć się samotnym w tłumie ludzi - kompletnie obcym wśród ludzi znanych od lat. Poczucia osamotnienia nie zlikwiduje kilka obowiązkowych maili dotyczących pilnych spraw ani grzecznościowe wyrazy. Osamotnienie - doskwiera jak zimno, które jest brakiem ciepła. Gdy nie ma z kim szczerze się pośmiać, rozmowy ucichły dawno temu i trudno dojść do porozumienia, nie ma współdziałania - ale kogo to obchodzi? Podobno nikt nie jest samotną wyspą - ale niektóre wyspy nikną z oczu, znikają za horyzontem, stają się bezludne.

30 lip 2009

Dorosłość i odpowiedzialność

Dorosłość to odpowiedzialność. To niełatwe, więc naprawdę trzeba dorosnąć do tego, by wziąć odpowiedzialność: za siebie, za swoje słowa i czyny, za innych itp. itd. Dziecko ma prawo do beztroski, może sobie bujać w obłokach, a jego dziecięca niefrasobliwość jest słodka i piękna - gdy czuwa nad nim mądry dorosły. Dziecko rośnie, rozwija się, kształtuje się jego charakter i stopniowo uczy się (powinno się uczyć!) odpowiedzialności i odpowiedzialnej wyobraźni, pozwalającej na tworzenie dobrych rozwiązań i unikanie podejmowania krótkowzrocznych decyzji.

Brak wyobraźni co do konsekwencji postępowania szczególnie jaskrawo widać np. na drogach, gdzie zasada "piłeś, nie jedź" jest lekceważona wystarczająco często, by tysiące ludzi cierpiały z powodu odniesionych urazów lub śmierci swoich bliskich.

Brak odpowiedzialności w bardzo łagodnej formie to zasada "jakoś to będzie". Owszem, "jakoś" dobrze będzie - gdy o to zatroszczy się ktoś inny albo gdy okoliczności same się ułożą w tak sprzyjający sposób, że zamaskują brak odpowiedzialnego podejścia do sprawy. Nie zawsze można liczyć na takie szczęście - ale przecież jedni szczęście po prostu mają, a inni muszą nad nim popracować. Ci pierwsi - po prostu szczęściarze.

29 lip 2009

Nadzieja jest jak tygrys

"Nadzieja jest paradoksalna. Nie jest ani biernym oczekiwaniem, ani nierealnym wymuszeniem wydarzeń, które nie mogą zaistnieć. Jest jak gotowy do ataku tygrys, który skoczy tylko wtedy, gdy nadejdzie właściwy moment" (Erich Fromm).

Tak, w nadziei jest dynamika i dużo mocy - przyczajonej i sprężonej do skoku! Oczywiście, jeśli nadzieja jest krucha i słaba, jak cienki lód nad głębokim zniechęceniem, to łatwo jest popaść w bierność i bezruch, łatwo przegapić oznaki zmiany. W najtrudniejszych chwilach i osamotnieniu mocna nadzieja daje jak najbardziej realną szansę na odmianę, na nowe.

Ręce opadają... ludzie zawodzą... okoliczności są tak niesprzyjające, jak są... ale ja mam nadzieję - ja wiem - nadzieja jest jak tygrys! Albo lew :-)

22 lip 2009

Co z tą demokracją?

Demokracja to z greckiego rządy ludu. Prosta definicja, ale tak między wyborami, gdy akurat nie ma okazji do oddania swojego głosu, to kwestia uczestnictwa w demokracji nie jest już taka prosta. Istotą demokracji jest nie tylko podział władzy i system mechanizmów wzajemnej kontroli, ale też debatowanie. By uczestniczyć w sprawach kraju czy choćby swojej gminy konieczna jest choćby podstawowa wiedza na ich temat.

Ludziom brakuje rzetelnej informacji, dającej podstawy do uczestniczenia w demokracji. Telenowele i spektakle rozrywkowe cieszą się powodzeniem, rzeczowe analizy i poważne debaty - nie. Media, idąc za tymi upodobaniami (a jednocześnie je wspierając), produkują sensacyjne "informacje", które w istocie nie przyczyniają się do tego, by zrozumieć świat wokół. Naprawdę trudno jest ogarnąć sprawy choćby na najniższym poziomie: trzeba dotrzeć do źródeł, trzeba umieć wyłowić z szumu informacyjnego to, co istotne, oddzielić prawdę od kłamstwa... To wymaga pewnego wysiłku: choćby samo zainteresowanie się, zorientowanie, przemyślenie. Wydaje się jednak, że nie ma rozsądnej alternatywy dla podejmowania takiego wysiłku. Nie jest nią z pewnością bezmyślne kierowanie się zasłyszanym czy też naiwne przyjmowanie propagandy i manipulacji. Ani totalny cynizm lub zniechęcenie.

14 lip 2009

Chwila zastanowienia

Urlopowe oderwanie się od codzienności - wyjazd, zmiana trybu życia, zupełnie inne funkcjonowanie w czasie wakacji - to wymarzona okazja do tego, by dokonać jakiegoś przeglądu siebie i swojego życia. Można przyjrzeć się relacjom osobowym, wartościom i priorytetom, efektywności działania itp. itd. Im mniej ludzi na plaży wokół, im mniej uczęszczany szlak, im cichsza okolica, tym lepiej się porządkuje myśli. Takie chwile zastanowienia pozwalają na umocnienie się w dotychczasowych założeniach, albo... dają szansę na ich zmianę.

Bywa, że podsumowanie i refleksja nad sobą może podziałać naprawdę przygnębiająco: nie jest dobrze. Czy w związku z tym wakacyjne refleksje mają zakończyć się pogłębioną depresją? Życie jest do pewnego stopnia sterowalne, a podejście do życia - jeszcze bardziej. Dlatego w wakacyjnej chwili zastanowienia nie jest najważniejsze określenie punktu, w którym jestem, ale kierunku, dokąd zmierzam. Jakkolwiek by nie było źle, zawsze można próbować coś zrobić... ku lepszemu.

25 cze 2009

Zacofanie

Wszystko zależy od przyjętej definicji: dla kogoś stopień zacofania jego miasteczka, regionu lub kraju może być określony przez pewien standard życia, złą jakość dróg, braki w budowie kanalizacji i wodociągów, małą popularność i dostępność komputerów i Internetu, niezamożność mieszkańców itd. itp. Ograniczenie się jednak tylko do zagadnień gospodarczych i patrzenie tylko z materialistycznego punktu widzenia to - jeśli ktoś chce dokonać oceny całościowej - to nawet nie półprawda, to po prostu zafałszowany obraz świata.

Oprócz widocznych oznak bogactwa (lub biedy) jest jeszcze sfera niematerialna: kultury, ducha, idei. Zamożność i rozwój infrastruktury to jedna sprawa, ale zacofanie samych ludzi - to sprawa nie mniej ważna, o ile nie podstawowa. Są domy biedne, lecz utrzymane w porządku, regiony zacofane, ale mające ogromne szanse na rozwój dzięki energii i przedsiębiorczemu duchowi mieszkańców, są wreszcie ludzie, którym brak pieniędzy, lecz nie brak mądrości i kultury, jakiej czasem brak na salonach... Oczywiście, nie można generalizować - warto jednak dostrzec, że obszary zacofania idą w poprzek map rozwoju regionów, w poprzek zamożności mieszkańców, w poprzek danych statystycznych.


Więc jak to jest z uczestniczeniem w kulturze i tworzeniem kultury: idziemy do przodu? ... czy się cofamy?

19 cze 2009

Frodo wraca do domu

Chociaż bardzo lubię ekranizację "Władcy pierścieni" i cenię to, czego dokonał w niej Peter Jackson, to jednak filmowi daleko jeszcze do książkowego pierwowzoru. Nie przeszkadza mi, że film pomija pewne wątki i postacie, a innym sporo dodaje. Nie ma o co kruszyć kopii. Jest jednak jeden wyjątek, gdzie zmiany idą zdecydowanie wbrew wymowie książki: powrót do domu. W filmie - powrót do Shire, które pamięta się z pierwszych kadrów filmu. W książce - zatknięcie z nieprzyjemnie zaskakującą rzeczywistością: kraina hobbitów jest spustoszona, dyktatorsko rządzi w niej pewien niesympatyczny krewny Froda i Bilba, który działa z inspiracji złego czarodzieja Sarumana.

Frodo i jego towarzysze odkrywają, że zło, które - wydawałoby się raz na zawsze - pokonali w czeluściach Góry Przeznaczenia, tak naprawdę weszło po cichu do ich własnej małej ojczyzny. Bez walki, bez bitewnych zmagań - podstępem, tchórzostwem i koniunkturalizmem, łapczywością na władzę jednych, bezwolnością drugich. Zniewolenie weszło małymi krokami - po powrocie do domu na Froda nie czeka świętowanie... Nowe trudy i zmartwienia. Nowy "wódz" Shire tyranizuje wszystkich i dopiero powrót przyjaciół przywróci porządek w krainie hobbitów. Drużyna - tak wypróbowana - musiała sobie z tym poradzić.

Nie rezygnuj

Ważne jest działanie , a nie owoc działania. Musisz wykonać to, co jest słuszne. To, że w ogóle będzie jakiś owoc, może nie leżeć w Twojej mocy, może okazać się nie w Twoim czasie. Ale to nie znaczy, że masz przestać czynić to, co słuszne. Być może nigdy nie zobaczysz efektów swojego działania. Ale jeśli nie zrobisz nic, nie będzie żadnych efektów - tak o działaniu powiedział Mahatma Gandhi.

Ja dodałabym jeszcze jedno: ważne jest Twoje działanie, bo w ten sposób dajesz radość Twoim przyjaciołom: mogą być z Ciebie dumni, podziwiać, wspierać, gdy trzeba. Porzucając działanie, ulegając zniechęceniu - dałbyś niezasłużony prezent Twym wrogom.

10 cze 2009

Jak w uniesieniu

Jak w uniesieniu, w zachwycie, jak w ekstazie - wspaniałe momenty, które trafiają się w codziennym życiu, czasem nawet przy pozornie prozaicznych czynnościach. Można pracować jak w uniesieniu, w zachwycie zaczytać się w lekturze, która otwiera umysł na nowe idee lub daje nieoczekiwanie szerokie, odkrywcze spojrzenie, można wręcz promieniować kreatywnością... Fenomenalne poczucie!

Skupienie, koncentracja, a jednocześnie jasność wobec całej sytuacji i pewność: gdy umiejętności i wiedza idą w parze z twórczym myśleniem. Wyzwania - tego trzeba! Niekoniecznie spektakularne, gwiazdorskie czy wymagające profesjonalizmu. Czasem jest to stworzenie czegoś nowego i wielkiego, jak wynalazek, dzieło sztuki, odkrywcza myśl. Liczą się jednak też takie małe, codzienne rzeczy, z pozoru zupełnie zwyczajne.

Na co dzień potrzebne są wyzwania na miarę człowieka: takie, które wyrwą go z jego apatii i bierności, pozwolą rozwinąć skrzydła i poczuć takie uniesienie, że chce się żyć, działać, tworzyć. Czasami wystarczy jeden dobry pomysł. Czasem mistrzowskie wykonanie czegoś. Celna pointa. Albo coś ;-)

2 cze 2009

Rok 1989

Zbliża się 4 czerwca: może będzie w ten dzień rocznicowo, z patosem o wolności, demokracji i spełnieniu się marzeń Polaków. W Gdańsku i Krakowie... i może w kilku innych miejscach. Same kłopoty z tą datą: jak ją świętować? A może nie świętować wcale? Co tak naprawdę pozostaje nam z roku 1989? Duma czy niedosyt? Czy o takiej Polsce jak dzisiejsza marzyli wówczas ci, którzy w czasach komuny ryzykowali i którzy w różny sposób zapłacili za swoje przekonania?

Wolność to nie jest coś, co zostało dane raz na zawsze - a już na pewno nie 4 czerwca, w niedemokratycznych wyborach, które same w sobie z jednej strony były rzeczywiście jakimś ważnym przełomem, ale z drugiej strony - dopiero szansą na przyszłość. Obszar wolności kształtuje się przez cały czas: powiększa się lub karłowacieje. Tyle jest wolności, ile człowiek może sobie wyobrazić. Tyle, ile stworzy - najpierw wewnątrz w sobie, a potem wokół siebie.

16 maj 2009

Zamki i mosty

Mądrze budowano średniowieczne zamki... choćby Malbork - twierdza nie do zdobycia i w uczciwej walce - niezdobyta! Wyznaczenie w niej różnych stref (od zamku niskiego po wysoki) z różnymi uprawnieniami dostępu przypomina relacje z ludźmi. Przed przyjaciółmi każde drzwi stoją otworem, natomiast dystans wobec obcych pozwala ocenić, jakie są ich zamiary i co to za ludzie.

Przyjaciele - w najgłębszym sensie niezawodni... choć zdarzają się nieporozumienia, czasem coś zaboli, czasem niechcący sprawi się komuś przykrość, bywa że przyjaciele spierają się lub milczą... takie jest życie. Przyjaźń pozostaje jednak nienaruszona... i jest dobrze! Może nawet dzięki takim próbom - jeszcze lepiej.
Największy problem to osoby uznane za bardziej przyjazne niż się potem okazało. Wpuszczone do wewnętrznych stref twierdzy, obdarzone kredytem zaufania, podejrzewane jedynie o dobrą wolę... Okazuje się jednak, że to nie-przyjaciele... Mogą dotkliwie zranić, mogą zburzyć wiarę w ludzi.

A propos komentarza: "Nie wysadzaj mostów" - trochę mi to brzmi jak wezwanie do naiwności. Niektórzy nie-przyjaciele patrzą tylko na moją "wartość użytkową", traktując mnie jak inteligentne, choć na tyle głupie urządzenie, że będzie cierpliwie pracować dla ich wygody i dobrego samopoczucia. Jeśli oni nie dostrzegają we mnie człowieka, to ja nie zamierzam ich utwierdzać w ich wygodnictwie i samozadowoleniu. Zresztą nikt nie jest niezastąpiony. Dla nie-przyjaciół jestem tak długo dobra, dopóki nie mogą mnie wymienić na lepszy model: przyznaję, że niektórzy mają po prostu świetne wyczucie koniunktury i tego, z kim opłaca się przestawać. Naprawdę są osoby, które mogą załatwić daleko więcej spraw niż ja, mają inne - o wiele bardziej pożądane - zalety i inne, pewnie mniej dokuczliwe wady... Nie wysadzam mostów. Wzmacniam na nich straż, żeby nie wpuścić nie-przyjaciół zbyt blisko. To taka "nieufność po szkodzie".


5 maj 2009

W zawieszeniu

Gdyby ktoś miesiąc temu powiedział mi, że wydarzenia potoczą się tak, jak się potoczyły - nie uwierzyłabym! Kilku znajomych w kilku sprawach pokazało mi nieprzewidywalność życia i nieprzewidywalność postaw i zachowań ludzi znanych mi od lat. Posypało się wiele moich (najwyraźniej fałszywych) wyobrażeń. Poskładanie się po tym jeszcze potrwa jakiś czas. Dziwnie mi z tym wszystkim i już nie zamierzam dłużej udawać, że życie toczy się dalej jak gdyby nigdy nic. Wcale nie. Jeśli te sytuacje tak bardzo bolą mimo upływu czasu, to tylko dlatego, że myślałam, że moi znajomi... Szkoda słów.

Blogowanie pozostawiam w zawieszeniu. Kiedyś może do tego powrócę. Kiedyś może znajdę jakiś sposób, by nie cenić ludzi tak, że mogę się tylko sparzyć, zawieść, rozczarować. To tylko mój problem. To ja SIĘ sparzyłam. Reszta jest zadowolona z życia i wszystko jest OK, nie ma sprawy. C'est la vie.

23 kwi 2009

Pomysł na siebie

Idealiści - gatunek wymierający. Ostatnie sztuki sprowadzane są brutalnie na ziemię z bujania na obłokach. Życie na każdym roku pokazuje, jak dalekie jest od ideału. Nawet jeśli idealista stara się mocno stać na ziemi, a swój idealizm traktuje nie jak marzycielstwo lecz jak trwanie przy wartościach, to postępowanie nie-idealistów, z którymi się spotyka, potrafi zwalić z nóg. Dosłownie. Cynicy - realiści po gorzkich doświadczeniach, którzy już nie mają żadnych złudzeń co do tego, że rozgrywanie własnych interesów jest ważniejsze niż prawda, uczciwość, honor, przyzwoitość. Nie da się spojrzeć na siebie i na świat obiektywnie - wszyscy obarczeni jesteśmy subiektywizmem własnych doświadczeń, wychowania, charakteru itd. Nie ma jednego, gotowego wzoru - jak żyć?

Lista możliwych postaw mogłaby być dłuższa, ale jedno jest pewne: jeśli człowiek nie ma pomysłu na siebie - to staje się oportunistą bez własnych cech, kameleonem wtapiającym się w otoczenie. Może się łudzi, że jeśli nie podejmuje wyborów, to zachowuje neutralność. Brak wyboru jest wyborem. Brak kręgosłupa nie utrzyma nikogo w pionie. Brak refleksji i namysłu jest bezmyślnością. Brak odwagi jest tchórzostwem. Brak prawdy jest kłamstwem. Niech każdy sam wybierze swój pomysł na życie.

21 kwi 2009

Zaufanie

Cenna, krucha i przez wielu niedoceniana i lekceważona rzecz - zaufanie. Wyniki badań socjologicznych pokazują, że jako społeczeństwo jesteśmy raczej nieufni wobec siebie, natomiast obserwacja rzeczywistości pokazuje, że zdobywanie czy niezawodzenie czyjegoś zaufania nie jest szczególnie cenioną wartością.

Tak się zindywidualizowało życie: umiesz liczyć, licz na siebie. Nie trzeba się starać o głębokie relacje, bo życie pokazuje, że wystarczająco trwałe są doraźne sojusze, opierające się na niematerialnych i materialnych transakcjach. Po co się przyjaźnić, gdy wystarczą odpowiednio dobre znajomości? Trudno znaleźć miejsce na empatię w wymianie zdań: - Jak leci? - OK. Albo: - Jak zwykle. Czy głębokie zaufanie jest komuś jeszcze w ogóle potrzebne, poza relacją z najbliższymi: żoną, mężem, rodzicem, dzieckiem?

Nieważne, czy ktoś inny docenia zaufanie. Ważne, czy samemu jest się godnym zaufania. Czasem trzeba sporo wysiłku, by nie zawieść zaufania: poświęcić swój odpoczynek i sen, by dotrzymać zobowiązania, zrezygnować z własnego zysku, gdy wystarczyłaby tylko szczypta cwaniactwa,
ugryźć się w język, gdy chciałoby się podzielić nowinami... Trzeba wysiłku, ale zdobycie cennego skarbu - przyjaźni, zaufania wartościowych ludzi - jest tego warte.

J
esteśmy ludźmi, doba ma 24 godziny, mamy swoje ograniczenia, nie wszystko zależy od nas, wszyscy popełniamy błędy... Piękne jest to, że są sytuacje, kiedy - paradoksalnie - zdaje się, że przyjaciel zawodzi, ale nie zawodzi zaufania! Bo nie chciał zawieść, bo zrobił, co mógł, bo autentycznie żałuje, że nie udało się stanąć na wysokości zadania... Z takim podejściem przyjaciele nigdy nie zawiodą swojego zaufania.

20 kwi 2009

Postawa wyprostowana

Postawa wyprostowana bywa bardzo kontrowersyjna - zwłaszcza w otoczeniu, które pokornie schyla głowy, gdzie wszyscy za wszelką cenę chcą się dostosować i wtopić w tłum. Można schylać głowę przed modą, przed oficjalnymi opiniami, opinią publiczną, opiniami znajomych itd. Nijakość i zdolność adaptacji do każdych warunków i do każdych idei jest w sumie bardzo pożyteczną cechą, czyż nie dość jest na to przykładów z życia?

Wyprostowany od razu rzuca się w oczy. Przeważnie wydaje się od razu trochę inny niż jest naprawdę - choć w rzeczywistości
nie jest wyższy od tych schylonych. Ani nie ma wyższego ilorazu inteligencji od tych, którzy powtarzają utarte formułki i zadekretowane osądy, ani nie jest odważniejszy... Od razu jednak zwraca na siebie uwagę na zasadzie kontrastu do tych wszystkich oportunistów wokół. Stoi więc sobie taki jeden wyprostowany i może nawet chciałby zejść z tego celownika zdumionych a nawet zgorszonych spojrzeń - bo postawa wyprostowana wcale nie musi oznaczać egocentryzmu... Ale jakiż tu wybór: lepiej z tłumem niż z rozumem?

12 kwi 2009

Zmartwychwstanie

"Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy - praca, by się zmartwychwstało".
(Cyprian Kamil Norwid)

Choć poeta co innego miał na myśli, ale wielość możliwych własnych interpretacji i refleksji to też siła sztuki, która porusza - a więc...
Kiedyś zmartwychwstaniemy. Tymczasem zadaniem tu jest zmartwychwstawanie każdego dnia (z własnej niemocy i grzechu), pójście za Chrystusem i świadczenie o Bogu swoim życiem - każdego dnia. Choć często składamy sobie życzenia szczęścia tutaj na ziemi, choć zachwycamy się jakimś doczesnym pięknem lub wzruszamy dobrem, które nas spotyka, to jednak pozostawanie w zachwyconym błogostanie nie jest celem samym w sobie. Nawet zakony kontemplacyjne, gdzie całe życie spędzane jest na trwaniu przez Panem, działają na rzecz ludzi i świata swoją nieustanną modlitwą. Cóż dopiero człowiek żyjący w świecie... Niech piękno, dobro, prawda, wiara, nadzieja i miłość pobudzają tutaj do działania... by się z Chrystusem zmartwychwstało.

10 kwi 2009

Rozwaga

Rozwaga zaletą? Tak, ale... Czymże jest rozwaga? Czy ostrożnością w podejmowaniu decyzji i działaniu? Rozważaniem różnych możliwości, aby roztropnie wybrać najlepszą drogę do celu, który mamy osiągnąć? Samego namysłu nie sposób potępiać, ale jednak często zdarza się, że to właśnie rozwaga czyni nas tchórzami!

Po chłodnej kalkulacji korzyści i strat wynik brzmi: lepiej się nie wychylać! Jak się nie opłaca, to lepiej nie... Jak zbyt ryzykowne, to nie... Jak można się liczyć z trudnościami i przykrymi konsekwencjami, to też może nie... Jeśli trudne, to lepiej zostać przy prostszym wariancie... Zawężone, materialne podejście czyni z rozwagi jej własną karykaturę, bo przecież nikt rozwadze nie narzuca jedynego pytania: czy to się opłaca? Trzeba też zapytać: Czy warto...? Okaże się wtedy, że czasem warto: stracić materialnie, ryzykować wiele (a choćby i przegrać!), zmierzać do celu mimo trudności.
Potrzebna jest mądra rozwaga.

9 kwi 2009

Droższe od pieniędzy

Słowo, dane komuś słowo jest droższe od pieniędzy - znane powiedzenie, ale zawsze warte przypominania w czasach, gdy dewaluują się tradycyjne wartości. Dotrzymanie słowa bywa bardzo trudne. Czasem się na tym pozornie traci: bo skoro się do czegoś zobowiązało, to np. trzeba dotrzymać terminu, bo skoro się obiecało, to trzeba zobowiązanie wypełnić - nawet jak się okazuje, że to nie takie proste, jak się na początku wydawało.

Kiedyś bulwersowało mnie zetknięcie z sytuacjami, kiedy ktoś lekko rzucał słowa na wiatr, nie wypełniał zobowiązań, pokrętnie się tłumacząc, albo nie tłumacząc wcale. Zastanawiało mnie, jak mało szacunku ma taki ktoś wobec samego siebie - nie ceniąc sobie własnego słowa! Wydawałoby się, że ten, kto zamiast honorowo dotrzymać zobowiązań poprzestaje na wyłganiu się błahymi usprawiedliwieniami, powinien się przynajmniej przez chwilę zawstydzić. Tak to nie działa: "usprawiedliwiacze" mają zwykle wysokie mniemanie o sobie i bardzo dobre samopoczucie. Ale też wartość ich słów jest żadna.

Dziś już się nie oburzam: świat jest naprawdę dziwny, a życie jest zbyt krótkie, by za bardzo koncentrować się akurat na tych ludziach, których słowa nie mają żadnej wartości. Są przecież inni ludzie, których słowa są droższe od pieniędzy - nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy okazuje się, że nie są idealni. Jeśli nie wypełnią jakichś zobowiązań, to dlatego, że naprawdę mają ważne powody. Jeśli osobiście w czymś zawiodą - przecież to ludzkie! - to potrafią się zdobyć na szczere, autentyczne słowo "przepraszam", a jeśli coś nie wyjdzie, starają się naprawić albo wyciągnąć wnioski na przyszłość. Są tacy ludzie... Kluczem jest ich wewnętrzne nastawienie, charakter, honorowość. Niedoskonali - a jednak można na nich polegać i można zaufać. Takim - tak!

4 kwi 2009

O błędach

Ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi - popularne usprawiedliwienie, dobre wytłumaczenie. Przecież to takie ludzkie: nie jesteśmy doskonali, więc zawsze może nam się powinąć noga, zawsze może się przydarzyć podjęcie złej decyzji, zła ocena sytuacji itp. itd. Zgadza się? No, nie! Nie do końca... Ten, kto nic nie robi, popełnia błąd!

Błąd bierności, błąd zaniedbania i zaniechania działania tam, gdzie człowiek mógłby zrobić coś dobrego... Nie ma co narzekać na panoszące się zło i wszechobecną miernotę. Każdy może uczynić coś dobrego i twórczego, na miarę swoich możliwości... Czasem wystarczy pierwszy krok, by zacząć przekraczać swoje możliwości i w efekcie zrobić o wiele więcej. Niezbadane są pokłady możliwości drzemiących w człowieku. Nie ma co narzekać na miernotę, trzeba podwyższać standardy. Koniecznie trzeba podnosić poprzeczkę - na początek sobie!

3 kwi 2009

Śmierć społecznika

Wbrew tytułowi - społecznicy jeszcze nie umarli... kiedy my żyjemy ;-) Dzieje się natomiast coś niedobrego w społeczeństwie. Coraz mniej jest osób, które są skłonne bezinteresownie działać na rzecz dobra wspólnego lub innych ludzi. Lepiej pilnować własnych spraw, lepiej się zająć własną pracą - nawet dla rodziny też jakby niej czasu... Tacy wszyscy zabiegani wokół codzienności, że im życie przecieka przez palce, więc gdzież jest jeszcze miejsce na działania społeczne? Frajer, kto poświęca czas bezinteresownie, albo jakiś podejrzany, co to chce zbić jakiś kapitał na swoim społecznikowaniu - uważają niektórzy.

Jakie to dziwne, że ci niektórzy nie potrafią zrozumieć tak prostych spraw: Wolni ludzie w wolnym kraju mają wolność wyboru: mogą zamykać się we własnych czterech ścianach... albo otworzyć się na innych ludzi. Mogą być bierni... albo aktywni. Mogą wierzyć w sens bezinteresowności... albo przeliczać wszystko na pieniądze lub inne korzyści. No tak... Ci niektórzy, który nie są w stanie zrobić nic dla innych - nawet nie wiedzą, co tracą!

27 mar 2009

Dobre wspomnienia

Gdy zimno - szukamy ciepła. Ogień na komuniku, cieplutki kaloryfer, owinięcie się kocem, kubek gorącej herbaty... Od razu lepiej! Gdy w życiu niełatwo, zawsze można posiedzieć sobie w miłym cieple dobrych wspomnień. Tyle ich było! Choć pamięć płata figle i ciągle podsuwa te złe momenty - zranienia, przykrości, rozczarowania - to okruchy szczęścia przebłyskują jak cenny kruszec na sicie poszukiwaczy złota.

Pamięć: nasze własne archiwum spraw minionych. Było, minęło, przeszło... nie! Właśnie, że nie! Przeszłość kształtuje teraźniejszość i ma wpływ na przyszłość. Gdy spotykam ludzi, którzy z zacięciem godnym lepszej sprawy potrafią żywić urazy, zbierać w sobie pretensje, powracać do przykrych wydarzeń, rozpamiętywać przykrości - żal mi ich. Ja tak nie chcę!

Dobre wspomnienia, bądźcie ze mną. Generalnie nie ufam ludziom, ale dzięki wam wiem, że są tacy, którym warto ufać. Nie jestem duszą towarzystwa, ale dzięki wam wiem, że potrafię rozśmieszyć innych. Boję się, ale dzięki wam wiem, że umiem pokonać swój strach. Moje dobre wspomnienia...

22 mar 2009

O autorytetach

Są ludzie, którym bardzo zależy na tym, by uchodzić za autorytet: aby liczono się z ich zdaniem, ceniono, słuchano... by nikt nie kwestionował ich władzy i przywództwa. Nie do zniesienia jest dla nich czyjaś niezgoda na wiernopoddańcze podporządkowanie się - nie mówiąc już o buncie. Na ich wdzięczność zasługują natomiast ci, którzy najtrafniej rozpoznają życzenia "autorytetu", a może nawet gorliwie je wyprzedzają. Małości charakteru nie da się jednak zasłonić żadnym wysokim urzędem, żadną wysoką pozycją zawodową czy zasobnością portfela.

Za autorytety mogą uchodzić też ci, którzy żyją zgodnie z tym, co głoszą, którzy wymagania stawiają przede wszystkim sobie, dla których kwestionowanie ich poglądów i opinii jest okazją do twórczego dialogu. Taki autorytet opiera się na kompetencjach w danej dziedzinie, ale przede wszystkim na osobowości. Tacy ludzie nie muszą silić się na wymuszanie szacunku u innych i nie muszą sięgać po środki zewnętrzne, jak np. wpływy czy pieniądze - przeciwnie! Nie zależy im na poważaniu wśród ludzi, bo ważniejsze jest życie w zgodzie z samym sobą. To nie jest więc do końca tak, że człowiek może "zyskać" autorytet. Może po prostu być autorytetem!

16 mar 2009

Pytania bez odpowiedzi

Nieszczęścia chodzą parami - podobno. Czasem jednak nieszczęścia chodzą stadami... Wydaje się, że efekt domina nie ma końca. Kiedy kładą się kolejne elementy poukładanego dotychczas życia, tym większy strach, że to jeszcze nie koniec, ale że to dopiero początek drogi przez cierpienie. Dlaczego? Dlaczego ja? Dlaczego moi bliscy? To jakaś kara? Jakaś próba? Jakieś oczyszczenie? Próbować walczyć czy poddać się? Nie, nie wolno się poddać teraz - tyle jest jeszcze do stracenia...

Czy to wszystko ma jakiś sens? Cierpieć dla Chrystusa, umierać za ojczyznę, oddawać życie za innego człowieka itp. itd. - można się doszukiwać czegoś, co nadaje sens poświęceniu i cierpieniu. Ale jaki sens ma cierpienie zupełnie banalne? Choroba, samotność, odrzucenie przez innych, troski materialne, poczucie własnej słabości i małości... Nic wielkiego, nic bohaterskiego, nic wyjątkowego: Mało to chorób - jeszcze gorszych? Mało to samotnych - nawet takich, którzy nie mają dla kogo żyć? Zawsze znajdzie się przykład, że może być gorzej... Dlaczego więc takie zwykłe, banalne cierpienie aż tak boli? Rozpada się w kawałki świat jednego człowieka. I co z tego?!

4 mar 2009

Dawać z siebie - innym i światu (5/5)

Wolny człowiek, używający swego rozumu i zdolności potrafi zmieniać świat wokół siebie: z troską, szacunkiem, odpowiedzialnością i wiedzą. Charakter produktywny buduje powiązania we wszystkich sferach życia człowieka. Tworzenie rzeczy materialnych, dzieł sztuki, idei, pojmowanie świata, ale nade wszystko tworzenie swojego człowieczeństwa - to owoc produktywnego działania. Piękne jest to, że odbywa się to wszystko w prosty i naturalny sposób. O wiele prostszy niż słowa, którymi próbuję to opisać ;-)

Bądź wierny sobie - raczej można rzec: Bądź wierny swojemu człowieczeństwu. Trudno byłoby znaleźć oparcie dla tej wierności
np. w charakterze o orientacji merkantylnej. Na szczęście człowiek ma całe życie na stawanie się człowiekiem! Można nad swoim charakterem pracować, można go zmieniać, wzmacniając pozytywne aspekty - autorefleksja to punkt wyjścia. Produktywność nie jest przecież wcale jednoznaczna z aktywnością. Dobrze jest czasem zatrzymać się i pomyśleć... i żeby od tego myślenia przychodziły do głowy różne twórcze myśli...

Brać... udział w handlu (4/5)

Dzisiejsze czasy zdają się wyjątkowo sprzyjać merkantylnej orientacji charakteru. Czyż setki poradników nie pokazują, jak najlepiej się sprzedawać na rynku pracy, jak dbać o swój wizerunek i jak korzystnie przeprowadzać transakcje z innymi ludźmi? Człowiek stał się towarem. Stara się być atrakcyjny, dobrze wyglądać, mieć odpowiednią rodzinę, zainteresowania, zestaw cech pożądany w jego sytuacji zawodowej i towarzyskiej. Wszystko na pokaz.

Sukces to słowo klucz. Potwierdzenia własnej wartości nie szuka się w sobie samym, lecz w ocenie innych... Edukacja kształtuje intelekt, lecz nie przekazuje mądrości... Pozostaje więc dopasować nie tylko swoje ubrania, ale styl życia i charakter do zmieniających się warunków. Zatraca się indywidualność, bo jest ona niepotrzebna. W zasadzie nie chodzi tu o konkretne właściwości, lecz ich brak - najlepsza jest pustka, którą łatwo dowolnie czymś wypełnić. Byle się orientować, co się w danym momencie najlepiej sprzeda na targowisku osobowości.


Aspekt negatywny jest dość często spotykany: oportunizm, brak konsekwencji, infantylne mrzonki o wiecznej młodości, relatywizm, bez zasad i wartości, bez przeszłości i przyszłości. Domieszka produktywności daje już jednak zdolności do zmiany, przystosowanie i otwarty umysł.

3 mar 2009

Nie dawać - oszczędzać (3/5)

Typ tezauryzatorski to ciułacz, oszczędzający to, co już osiągnął. Konserwatysta, ma skłonność do odcinania się od świata i innych, aż do autarkii, czyli uzyskania samowystarczalności. Jeśli surowości jego charakteru nie złagodzi produktywność, która skieruje go na zewnątrz, do świata i innych, to mogą się pogłębiać negatywne aspekty charakteru: skąpstwo, nieufność, zachłanność, podejrzliwość. Zimny skąpiec - karykaturalne postacie o tej orientacji charakteru często goszczą na kartach literatury.

Pozytywny aspekt nadaje postaci tezauryzatora nieco ciepła: praktyczność, gospodarność, choć nadal z rezerwą i ostrożnością wobec świata.

2 mar 2009

Brać... - jak zdobywca (2/5)

Eksploratorzy (podobnie jak charaktery o orientacji receptywnej) upatrują źródła dobra na zewnątrz. Nie oczekują jednak od nikogo podarunków - sami sięgną po to, czego chcą! Siłą lub podstępem, intrygami. "Uczciwość jest dla frajerów" - zdają się mówić. Podejście eksploratorów przysparza im jednak więcej frustracji niż szczęścia: nie doceniają tego, co posiadają, a nieustannie gonią za czymś pozornie lub rzeczywiście lepszym, nowym, czymś, co im się spodobało u innych. Manipulowanie ludźmi i eksploratorskie podejście do kwestii uczuć nie zjedna im jednak przyjaciół...

Dominowanie i silny charakter eksploratorów na szczęście nie zawsze przejawia się on tylko w takim typowo negatywnym aspekcie. Zamiast wyzyskiwania innych i arogancji w pozytywnym aspekcie tej orientacji pojawi się wówczas aktywność, przejawianie inicjatywy i pewność siebie, zamiast zarozumialstwa - duma.

26 lut 2009

Brać albo dawać - oto jest pytanie (1/5)

Erich Fromm w swojej typologii charakteru człowieka wyróżnia orientację nieproduktywną - nastawioną na otrzymywanie lub branie z zewnątrz - oraz produktywną, twórczą. Wiele lat obserwacji pozwoliło na opisanie tych orientacji, które nie dają się ująć in brevi, a są bardzo ciekawe. W różnym stopniu tkwią w każdym człowieku, ale któraś z nich dominuje nad innymi i determinuje charakter. W jednej z nich zatem będę mogła przejrzeć się jak w lustrze...

Osoba posiadająca zasadniczo nieproduktywną orientację receptywną próbuje z zewnątrz uzyskać to, czego pragnie - czy to w sferze materialnej, czy uczuć, czy idei. Jest to typowy biorca: ktoś, kto pyta o najprostsze rzeczy, zamiast zadać sobie trud pozyskania informacji, bezkrytycznie poszukuje "magicznego doradcy" w poradnikach czy opiniach autorytetów, jest wrażliwy, ale też niesamodzielny: raczej oczekuje bycia kochanym i właśnie za to odpłaca swoją miłością. Charakterystyczne są kłopoty z podejmowaniem decyzji oraz braniem na siebie odpowiedzialności.

Napisałam o orientacji receptywnej, że jest "zasadniczo" nieproduktywna, ale żadne z nich nie istnieje w czystej postaci, lecz zawsze z różnym stopniem produktywności, co pokazuje najlepiej przykład różnych aspektów tej samej cechy: ufny - naiwny, optymistyczny - myślący życzeniowo, idealistyczny - nierealistyczny, skromny - pozbawiony dumy, elastyczny - bez kręgosłupa. Bywa, że wady w otoczeniu innych zalet bledną... Cdn.

25 lut 2009

Jestem nikim

Mimo że znam swoje zalety (i wady), mocne (i słabe) strony charakteru, umiejętności, możliwości itd. - jestem nikim. Przyjaciele i bliscy znaleźliby pewnie swoje argumenty na to, by mnie przekonywać, że jestem kimś. Ale ja i tak wiem swoje ;-) Słowa, które uznawane są powszechnie za obraźliwe, dla mnie są stwierdzeniem faktu: tak, jestem zerem. Zerem, które ma znaczenie o tyle, o ile do niego Ktoś dodaje inne cyfry - na progu Wielkiego Postu uświadamiam to sobie z nową siłą i z nową radością.

Nie mam nic, czego bym nie otrzymała: życie, rodzina, przyjaźń, zdrowie, talenty itp. itd. - wszystko jest darem (powierzonym darem, bo przecież zdarza się i tak, że "Bóg dał, Bóg wziął"). Tak wiele otrzymuję za darmo, zupełnie niezasłużenie. "Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie" - bez małostkowości, nie zatrzymując dla siebie tego, czym można się dzielić.

24 lut 2009

Przemijamy

Dni człowieka są jak trawa. Kwitnie jak kwiat na polu: ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma, i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje (Ps 103,15n)

Przemijamy... Za czas jakiś - dni, miesiące czy lata - odejdą ludzie bardzo bliscy, bardzo ważni. Pozostanie pustka, przykre doświadczenie krótkości życia. Nigdy więcej nie porozmawiamy, nie poczujemy ciepła rąk, nie zobaczymy uśmiechu, blasku oczu. Nie będzie jak pokazać, jak bardzo kochaliśmy i nadal - mimo rozłąki - kochamy.

Co pozostaje po tym życiu - to jak światło w górach. Tak jak dawniej przekazywano sobie sygnały, rozpalając ognisko na szczycie: od jednej góry do drugiej, wzniecając płomień po dostrzeżeniu światła z oddali. Przenosiła się taka świetlna wiadomość przez dziesiątki kilometrów. Pozostają po człowieku przekazywane przez pokolenia jego słowa, jeśli spisane, jego czyny, jeśli wybitne - ale tak jest tylko z wyjątkowymi, wybitnymi postaciami. Zwykle pamięć o człowieku trwa wśród jego rodziny i znajomych przez jedno, dwa pokolenia i gaśnie. Jak płomień, który dawniej pokazywał drogę, ogrzewał ciepłem - był jasnym światłem w ciemności - a już go nie ma.

20 lut 2009

Ludzka solidarność

Polacy jak mało który chyba naród rozumieją, czym jest solidarność. W zbiorowej świadomości mamy etos sierpniowej "Solidarności", do którego można odwoływać się z dumą - mamy piękne przykłady solidarności z czasów historii (nie tylko najnowszej). Jeśli jednak zdefiniujemy solidarność jako mocną i trwałą wolę angażowania się na rzecz dobra wspólnego i dobra każdego - to często próżno jest szukać tej mocy i trwałości.

Każdy wokół siebie może jednak uczynić pierwszy krok: tak bardzo potrzeba dziś najzwyklejszej, bardzo ludzkiej solidarności . Ująć się za kimś, wspomóc, być oparciem, dodawać siły i odwagi, działać razem - jakże proste słowa, ale jakże trudna jest ich realizacja. Wydawać by się mogło, że ludzka solidarność to naturalny odruch, a jednak powiedzenie "umiesz liczyć, licz na siebie" nie wzięło się znikąd, ale z gorzkiego doświadczenia codzienności.

18 lut 2009

Dynamizm wspólnoty

Odpowiedzi na pytanie, co dynamizuje wspólnotę, wydają się takie oczywiste: cele - wyrastające z życia i ważne dla ludzi ją tworzących, przewodnicy wspólnoty - którzy przyciągają i pociągają za sobą innych, relacje między członkami wspólnoty, także towarzyskie - gdy dobrze jest po prostu być razem i wspólnie spędzać czas.

Co jeszcze może zadziałać pozytywnie? Czyjeś odejście! Jak każda strata wymusza ono jakieś zmiany, przeorganizowanie grupy, ustawienie w innej konfiguracji relacji między osobami. Pożyteczne odejście - gdy pozostali wzmacniają się i bardziej niż dotychczas uświadamiają sobie, dlaczego oni chcą pozostać. Każdy sam może sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale też warto takie tematy podejmować w rozmowie. Dialog dynamizuje. Oczyszcza i wzmacnia.

17 lut 2009

Dialogi

Prowadzimy w życiu dialogi: mówiąc, słuchając, gestem i milczeniem... Wydawałoby się, że nic tak nie służy wymianie myśli, jak ubieranie ich w słowa - coraz doskonalsze, coraz precyzyjniejsze. Słowa zawodzą - stwierdzono. Konieczne jest słuchanie. Przede wszystkim słuchanie. Tak zaangażowane, że odczytujące ton głosu, uczucia i intencje. Tak uniwersalne, że dostrzeże oraz rozpozna drugą osobę i w dialogu gestem, i w dialogu milczeniem.

Przeszkody w dialogu - jest ich wiele. Czym innym jest towarzyska rozmowa o wszystkim i o niczym, ale dialog to rzecz bardziej wymagająca. Natrafia na różne przeszkody. Brak szczerości: kłamstwa, kłamstewka, świadome wprowadzanie w błąd... Zła wola niszczy dialog, zanim się zacznie. Jak tu rozmawiać? Inna przeszkoda - apodyktyczność. Nie do zniesienia. Nie ma dyskusji i już! I już po rozmowie... Stracona szansa. Bardzo częsta przeszkoda to przegadanie - nadmierne przywiązanie do samych słów. Wielomówność przypisywana jest kobietom, ale i mężczyźni wcale nie ustępują paniom kroku. Niewiele wynika z całej takiej gadaniny. Trudności z dialogiem mają jednak nie tylko Ci, co mówią zbyt dużo, ale i ci nieśmiali i zamknięci w sobie. Za bardzo się kryją. Utrzymują zbyt duży dystans, podczas gdy dialog to spotkanie - twarzą w twarz.

14 lut 2009

Walentynkowo

Pełno dziś wszędzie czerwonych serduszek, ckliwych piosenek o miłości, słodyczy i białych misiów, w sam raz na prezent dla dziewczyny. Czy jest w tym miłość?

Naprawdę zakochani nie traktują się instrumentalnie. Nie ma tu miejsca na pytanie: po co mi jesteś potrzebna/potrzebny? Dla mojego lepszego samopoczucia? Żeby się ktoś o mnie zatroszczył? Bo mi z Tobą dobrze? Jest pragnienie dobra dla drugiej osoby. Jest myślenie o sobie z upodobaniem - aż po rozmarzone oczy i promieniejące miłością twarze. Piękna jest taka młoda miłość dla postronnego obserwatora. Naprawdę zakochani chronią się wzajemnie przed złem. Mocne stwierdzenie - z całą przestrzenią do interpretacji, na czym ta ochrona ma polegać i jak zdefiniować można zło: np. dla jednego będzie to choroba, trudności zewnętrzne, ciężkie doświadczenia, dla innego poczucie osamotnienia i beznadziei. Zakochani chętnie dzielą się swoimi myślami, planami, snują wspólne marzenia...

Zapatrzeni w siebie, oszołomieni swoim zakochaniem czasami nie zdążą się sobie przypatrzyć dość dokładnie, a w efekcie: "kto pospiesznie zawiera małżeństwo, ten później będzie miał wystarczająco dużo czasu, by tego żałować".

13 lut 2009

Więcej niż schronienie

Wspólnota daje schronienie - to dobrze. Samotność jest trudna, samotne zmaganie się - jeszcze trudniejsze, więc wsparcie ze strony innych jest ważne. Potrafi uratować życie.

Jeśli jednak poszukiwanie oparcia stanie się celem samym w sobie, to będzie to raczej dążenie do wtopienia się w "stado", które ma dać bezpieczeństwo i poczucie bliskości. Egoistyczna motywacja: nastawienie tylko na branie, na ochronę, na własne samopoczucie. Współtworzenie wspólnoty to inna sprawa: jest tu wzajemna wymiana. Coś dostajemy - by dać więcej! Każda osoba - nawet słaba, zakompleksiona, nieśmiała - może stać się dla innych iskrą inspiracji. Jeśli tylko chce dać coś z siebie innym.

11 lut 2009

We wspólnocie

Tak bardzo można narzekać na anonimowość dzisiejszych czasów, poczucie zagubienia w tłumie własnego ja, na trudności w utrzymywaniu bliskich relacji z ludźmi. Radą na to są wspólnoty - nie tylko religijne, także towarzyskie :-)

Prawdą jest, że polski indywidualizm często bywa przeszkodą w długotrwałej, efektywnej współpracy. Ile osób, tyle zdań - a podobno nawet i więcej. Do tego dochodzi przekonanie o własnej nieomylności oraz skłonność do działania na własną rękę, po swojemu. Udaje się pojedynczy zryw i rozsypuje się wszystko - często w miałkich sporach, często przez egoizm lub słomiany zapał.

Dobrze działająca wspólnota jest jak port dający schronienie, ale też z którego można wyruszyć na morze, na głęboką wodę, udając się razem w fascynującą podróż. We wspólnocie można odnaleźć inspirację i siłę do własnego rozwoju na drodze do wspólnego celu. Można wypróbować się we wzajemnych relacjach, zwłaszcza gdy są to tarcia - ale oczyszczające, a nie takie, które nawarstwiają wzajemne żale i urazy. Wspólnota stawia wymagania... i dobrze!

9 lut 2009

Miejcie odwagę

"Miejcie odwagę [...], co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża" (Asnyk). Czasem łatwiej jest działać (agere) niż wytrzymywać napór przeciwności, zła, smutku (sustinere). Nie poddawać się... nie wolno się poddawać!

Św. Tomasz z Akwinu łączy odwagę z wytrwałością i cierpliwością, ale idzie jeszcze dalej. Według niego osoba cierpliwa nie ucieka od zła, ale nie pozwala sobie na niepotrzebny smutek związany ze złem związany. Nie dość więc zachęt do odwagi, wytrwałości - to jeszcze mamy to wezwanie do radości. Czas zatem kończyć z cierpiętnictwem, użalaniem się nad sobą, rozklejaniem się. Smutek jest potrzebny, ale jak po krótkiej, letniej nocy następuje dzień, tak po smutku następuje (nastąpić ma!) radość.

8 lut 2009

(Nie) trzeba się trudzić

Miłość wymaga trudu - pokonywania siebie, by skierować się na dobro drugiej osoby. Pielęgnowanie przyjaźni wymaga trudu. Wypełnianie obowiązków wymaga trudu i przezwyciężania lenistwa. Niby to oczywiste, ale jednak... Utrudzenie wcale niekoniecznie jest równoznaczne z pójściem dobrą drogą! To nie sam wysiłek czy samozaparcie są miernikiem dobra.

Czy ten biegacz lepszy, który na długim dystansie opada z sił, stara się przełamać swoje zmęczenie i bardzo się trudzi, czy ten, który dzięki wcześniejszemu treningowi pokonuje tę samą odległość z łatwością i przyjemnością?

Staromodne słowo "cnota" kojarzy się zbyt bardzo z ograniczeniem człowieka, włosienicą i średniowieczem ;-) Zatem lepiej może sięgnąć na początek po bliższe współczesności słowo "sprawność". Sprawność oddaje istotę rzeczy: działanie szybkie, precyzyjne, już przemyślane i w efekcie skuteczne. Stąd miłość nie wymaga aż tyle trudu. Dla przyjaciela niestraszne poświęcenia, a obowiązki... no cóż: jeśli nawet nie od razu chętnie i bez wysiłku, to najpierw obowiązek, a potem przyjemność :-)

Tylko jeszcze jedno "ale". Choć sprawność tyle ułatwia, ale to nie znaczy, że można oddać się błogiemu nicnierobieniu. O swoją sprawność trzeba zadbać odpowiednio :-)

7 lut 2009

Krótko o przyjaźni

O ile można kochać się w kimś bez wzajemności, ale przyjaźń bez niej - nie istnieje. Co prawda samo słowo "przyjaciel" bardzo straciło na wartości - bo tak niektórzy nazywają nie tylko bliskich znajomych, ale też ludzi, z którymi tak naprawdę w sferze wartości niewiele ich łączy, a wzajemne relacje są bardzo powierzchowne - ale doświadczenie prawdziwej przyjaźni jest jednym z najpiękniejszych wydarzeń w życiu. "Kto zdobył przyjaciela, zdobył skarb".

Każdy przyjaciel to wielkie szczęście. Niewielu ich można mieć, bo przyjaźń to relacja bardzo głęboka, w której bardzo dużo daje się z siebie i dużo wymaga - od siebie i od przyjaciela. Wymiana wartości i tworzenie się wspólnoty to nie są sprawy, które układają się ot, tak sobie. Przyjaźń opiera się na wspólnych wartościach nadrzędnych. To "patrzenie w jednym kierunku"
.

4 lut 2009

Złudzenia i kamuflaże

Kolejny przedwalentynkowy temat: czy można budować prawdziwą relację, opierając ją na kłamstwie? Och, jak bardzo chciałoby się przeakcentować własne dobre cechy, żeby pozyskać czyjąś uwagę, przychylność, wzajemność. Można się na to łatwo złapać i uwierzyć w stałość i głębię tych wszystkich zalet: Taki miły/miła, troskliwy/troskliwa, wesoły/wesoła, itd..... Po prostu bardzo się stara - do czasu. Gdy w tym wszystkim jest jakieś zakłamanie, to można oczekiwać, że któregoś dnia nastąpi mniej lub bardziej bolesne zderzenie złudzenia z rzeczywistością.

Jeśli chodzi o zalotność, zawsze staje mi przed oczami kreskówka z Kaczorem Donaldem: jego Daisy w bardzo dziewczęcej sukience, trzepocząca rzęsami, zalotna... i w drugiej odsłonie - już jako żona Donalda - zrzędząca jak Ksantypa, w wyciągniętym szlafroku, z walkami na głowie i papierosem w kąciku dzioba...

1 lut 2009

Gdy zbliżają się walentynki...

... sięgam do czterech etapów wzajemności według Maurice'a Nedoncelle'a - bo każda miłość znajduje minimum rekompensaty.

I etap: fascynacja. "Dobrze, że jesteś. Dziękuję, że jesteś" - i nic więcej nie potrzeba. Najmniej tu wzajemności: samo istnienie wystarczy! Można być "ukradkiem" zakochanym, i świat o tym nie wie, i nikt niczego nie widzi.

II etap: wzajemność psychologiczna, gdy osoba kochana już dostrzega, co się dzieje... i jakie wrażenie robi na kimś, kto ją kocha. Kochający jest już dostrzeżony! I co dalej? Odrzucenie, czy idziemy dalej?

III etap: miłość jest nie tylko dostrzegana, ale i akceptowana. To często próg, przez który nie udaje się przejść dalej. Bolesne i trudne - gdy tej akceptacji brak. Niebo się otwiera, gdy druga osoba obdarza swoją wzajemnością.

IV etap: pełna wzajemność! Miłość jako zdecydowana wola wzajemnej promocji, czyli wzajemnej troski, dążenie do wspólnego rozwoju - aż po wszystko, co wyliczone w Kor 13,13.

30 sty 2009

Sytuacja graniczna

"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono". Zwłaszcza w sytuacjach granicznych sprawdza się człowieczeństwo: w doświadczeniu śmierci, cierpienia, walki, winy... Człowiek dochodzi do granic własnych możliwości, przewidywalności, bezpieczeństwa i spokoju - musi przyznać, że ludzka kondycja jest słaba, ograniczona. Można się załamać. Czasem można się oprzeć na człowieku - jeśli jest ktoś taki, kto może i chce pomóc, ale tak naprawdę na granicy człowiek zostaje sam. Cóż pozostaje, jak nie uchwycić się mocno Boga - bo tylko on jest Panem życia i śmierci.

Patrzę na przykłady z kręgu dalszych znajomych: śmierć młodych ludzi, śmierć dzieci, niewyobrażalny ból... Jakże daleko mi z moim cierpieniem do nich. Jeszcze tym razem daleko do granicy. Teraz jeszcze jest czas, by się lepiej przygotować. Teoretycznie.

29 sty 2009

Osoba, czyli...

Osoba to podmiot myślący, czujący, obdarzony wolnością, który powstaje, istnieje i rozwija się oraz daje się poznać jedynie w relacji z drugą osobą.
(definicja wg Boecjusza "De consolatione philosophiae"
- na podstawie notatek w wykładu etyki)


Jeśli by tę definicję rozłożyć na czynniki pierwsze i opisać każdy z nich, to powstałby pokaźny esej, zupełnie nie in brevi. Napiszę więc tu tylko o trzech sprawach. 1) Podmiot - a więc nie przedmiot! Wbrew pozorom podmiotowość osoby ludzkiej wcale nie takie oczywista. Ludzie są często traktowani jak przedmioty... i sami też potrafią odbierać sobie godność podmiotu. 2) Niesamowity dar: wolność. Stajemy w życiu przed tysiącami wyborów i... jesteśmy wolni! Koniec z determinizmem. Jeśli jest fatum, to chyba tylko takie jak "Fatum" Norwida... i nie ma go! 3) Relacja to podstawa - tak tworzy się, kształtuje i sprawdza człowieczeństwo. Relacja z Osobą (Bóg jest Osobą) i z innymi osobami. Cudowna przestrzeń na wzajemne spotkanie i rozwój.

28 sty 2009

Jak Forrest Gump uratował porucznika Dana

Porucznik Dan Taylor wierzył w przeznaczenie: miał umrzeć tak, jak jego przodkowie, którzy ginęli na froncie. Forrest pokrzyżował jego "plany", bo wyciągnął go rannego z dżungli w Wietnamie. Porucznik nie był mu wcale wdzięczny. Odnalezienie się w życiu jako beznogi kaleka było dla niego trudniejsze niż żołnierska śmierć. Na szczęście dla porucznika Dana Forrest Gump nie przeżywa wątpliwości, nie zastanawia się nad fatum ciążącym nad rodziną Taylorów czy nawet nad własnym bezpieczeństwem. Forrest widzi to jasno: musi ratować porucznika. Wraca po niego. Chce go uratować, ratuje... i po latach porucznik Dan będzie mu za to wdzięczny.

Nie jest to łatwe: ratować kogoś, kto wcale nie chce być uratowany. Działać tam, gdzie to działanie jest odrzucane. Dać sobie spokój? Nie! Gdy jest pewność, gdy jasno widać, że tak trzeba - tam rodzi się upór i skuteczność.

Chciałoby się... Chcę!

Velleitas i velle: różnica jak w tytule. To pierwsze - ot, takie życzenie, marzenie. Bez siły przebicia. Czy to słomiany zapał, czy zwykłe chciejstwo... Nie ma jednak w velleitas żadnej siły, by wprowadzić jakąkolwiek zmianę. Chciałoby się tyle zmienić w swoim życiu: w sobie, w relacjach z innymi ludźmi, wokół siebie. Jakoś tak jednak ciągle z tego chcenia nic nie wychodzi. Kończy się na słownych deklaracjach, a w najlepszym razie na nieśmiałych próbach, które spełzają na niczym.

To drugie - velle - jak w przysłowiach: Dla chcącego nie ma nic trudnego, chcieć - to móc. Na co dzień skuteczność jest rzadziej spotykana, bo o ileż łatwiej jest pozostać na etapie deklaracji niż przechodzić zdecydowanie do czynów! Gdzieś gubi się wiara w siłę woli, hart ducha i mocne postanowienia. Jakbyśmy sami sobie podcinali skrzydła i pozostawali na niewymagającym poziomie velleitas, podczas gdy velle jest jak najbardziej w zasięgu naszych możliwości.

26 sty 2009

Etyka: krótki wykład

Etyka - część filozofii zajmująca się moralnymi podstawami i regułami ludzkiego działania. Brzmi poważnie... a jednak etyka jest nauką bardzo bliską życiu i warto od czasu do czasu zatrzymać się na chwilę refleksji. Dla ludzi, którzy nie chcą przeżyć swojego czasu na ziemi bezmyślnie, filozofowanie jest koniecznością. Nie jest ono nie jakimś wydumanym mędrkowaniem, zarezerwowanym dla filozofów z dyplomami uniwersyteckimi. Filozof to wszak człowiek, który stara się dojść do prawdy. W klasycznym ujęciu: Prawdy - uniwersalnej Veritas. Dzisiaj jednak zdaje się, że każdy ma swoją własną prawdę, każdą ma swoją opowieść. Wszechobecny partykularyzm.

By trzymać kurs i nie zapomnieć słów zasianych przed laty, wracam do wykładów z etyki. Nie mogę zawieść człowieka, któremu zawdzięczam tak wiele.

25 sty 2009

Zapiski internetowe

Mój pamiętnik pisany przez większą część szkoły średniej spłonął dawno temu. Pozostała jednak pamięć o tym, że - patrząc z perspektywy kilku lat - wcale nie różniłam się od innych nastolatek: z huśtawką emocjonalną, skłonnością do przesady, poszukiwaniem ideałów - w życiu, w przyjaźni, w pierwszej miłości...
Nie zamierzam teraz pisać pamiętnika na nowo! Nie zamierzam powracać do wieku lat osiemnastu: młody człowiek był i głupi ;-) Po latach jestem nadal młoda (duchem). Mądrzejsza doświadczeniem. Chcę jednak odwrócić się na chwilę w stronę drogowskazów z młodości. Czy dziś idę wyznaczoną przez nie drogą? Ile zostało we mnie ze słów mojego mentora z czasu studiów? Czy zasiane wtedy ziarno wydało/wydaje w moim życiu owoce? Oj, przyda mi się takie blogowe przystanięcie i zastanowienie nad sobą. Cdn.

24 sty 2009

Początek

Kolejny krok w internetowej przestrzeni... Dawno, dawno temu zaczęło się od przeglądania stron. Potem poczta, pisanie na forum, potem prowadzenie strony www. Czas na blogowanie! In brevi.